Złote czasy notariatu minęły bezpowrotnie. Tak twierdzą notariusze, którzy od lat prowadzą kancelarie. Zżymają się na rzekomo niską taksę, kryzys gospodarczy, konkurencję. Tymczasem młodzi adepci tego zawodu, którym przyszło pracować w warunkach wolnego rynku, nie narzekają i wyboru profesji wcale nie żałują.
Dwadzieścia lat temu polski notariat został sprywatyzowany. W miejsce państwowych biur powstały prywatne kancelarie. Wszyscy odetchnęli wówczas z ulgą. Państwo, bo zrzuciło z siebie ciężar prowadzenia notariatu. Klienci, bo wreszcie zniknęły kolejki do biur. W końcu sami notariusze, którzy zamiast skromnej pensji urzędniczej zaczęli świetnie zarabiać.
– Lata dziewięćdziesiąte to był dobry czas w gospodarce, poza tym notariusze mieli o wiele większy zakres czynności niż dziś, choćby z dziedziny prawa spółek. Przybywało też umów w obrocie prywatnym, a poza tym taksy notarialne były na przyzwoitym poziomie – mówi Joanna Greguła, prezes Izby Notarialnej w Krakowie.
Na początku lat 90. konkurencja była niewielka. Kancelarie prowadziło zaledwie 529 notariuszy, dekadę później było ich 1510, zaś obecnie w zawodzie pracuje już ponad 2000 notariuszy. Dane te pokazują, że od chwili, gdy rejenci stali się przedstawicielami wolnego zawodu, ich liczba wzrosła prawie czterokrotnie. Za dwa lata, kiedy aplikację notarialną ukończą obecni adepci notariatu, kancelarie być może otworzy dodatkowe ok. 1000 osób.
Lukratywny zawód ?
Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w 2004 r. 99 najlepiej zarabiających notariuszy z Warszawy, Krakowa, Gdańska i Poznania osiągnęło miesięczny dochód powyżej 1 mln zł każdy. Z kolei rok później Ministerstwo Finansów wyliczyło średni miesięczny przychód rejenta na ok. 45 tys. zł. Odliczając koszty utrzymania kancelarii w wysokości 16 tys. zł daje to dochód na poziomie ok. 31 tys. zł miesięcznie.
– Rok 2006 był ostatnim, w którym Krajowa Rada Notarialna przesłała Ministerstwu Sprawiedliwości dane na temat opłaty podatku VAT. Wówczas został wyliczony przychód całego notariatu w Polsce, który wyniósł 1,2 mld zł. Wówczas w kraju działało 1779 kancelarii notarialnych, więc daje to średni miesięczny przychód w wysokości ok. 56 tys. zł. Po odliczeniu kosztów działalności kancelarii oraz podatku dochodowego daje to szacunkowy dochód w wysokości ok. 33 tys. zł miesięcznie – mówi Tomasz Jaskłowski, wicedyrektor Departamentu Organizacyjnego Ministerstwa Sprawiedliwości.
Notariusze twierdzą tymczasem, że ich wysokie zarobki to mity. Ich zdaniem obecne dochody – w zależności od stażu pracy i klienteli kancelarii – kształtują się tak, jak wynagrodzenia sędziowskie, a więc od ok. 5 tys. zł do ponad 10 tys. zł miesięcznie. Ze wszystkich izb notarialnych ta krakowska jest najbiedniejszą. Jest w niej zrzeszonych 267 notariuszy, z czego ok. 30 proc. wpłaca do izby minimalną składkę. Oznacza to, że obrót miesięczny w tych kancelariach jest niższy niż 30 tys. zł, a czasem ponoć dochodzi do 10 tys. zł miesięcznie.
– Zarobek notariuszy mógłby być większy, gdyby nie spadek obrotów na rynku nieruchomości oraz gwałtowne zwiększenie liczby notariuszy. Do tego doszło ustawowe ograniczenie zakresu czynności notarialnych oraz obniżenie progu maksymalnej taksy notarialnej. Ponadto, po zmianach wprowadzonych przez Ministerstwo Sprawiedliwości, ok. 90 proc. transakcji w zwykłym obrocie odbywa się z zastosowaniem obniżonej stawki taksy notarialnej i jest to przeważnie połowa stawki maksymalnej – mówi prezes Joanna Greguła.
Rejenci twierdzą, że dobre czasy w notariacie to już przeszłość. Podkreślają, że ludzie nie zdają sobie sprawy, jaka odpowiedzialność ciąży na notariuszu przy sporządzaniu aktu notarialnego. Każda pomyłka może przecież zakończyć się telefonem z prokuratury czy urzędu skarbowego. Tymczasem ich zawód postrzegany jest jako jeden z najbardziej atrakcyjnych ze wszystkich zawodów prawniczych. – Jeśli miałbym przejść do innego zawodu, to tylko do notariatu. Mniej stresu, spokojniejsza praca – mówi jeden z warszawskich sędziów.
Wołanie o limit
Dziś nikt nie kwestionuje faktu, że przy takiej liczbie absolwentów prawa, jaka opuszcza polskie uczelnie, otwarcie dostępu do zawodów prawniczych było nieuniknione. Gdy za dwa, trzy lata na rynku pojawią się setki nowych kancelarii notarialnych ich klienci – jak nigdy dotąd – będą mogli przebierać w ofertach. Dochody niektórych kancelarii zapewne spadną.
Prezes Krajowej Rady Notarialnej Lech Borzemski sugeruje, że obawy przed nastaniem czasów "dzikiej" konkurencji między notariuszami rozwiązałoby wprowadzenie limitu przy naborze na aplikację. Proponuje, by limit ten ustanawiał nie samorząd, lecz Minister Sprawiedliwości. Powołuje się na przykład Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, do której zarówno przy egzaminie na aplikację ogólną, jak i dwie specjalistyczne, obowiązują takie ograniczenia. W efekcie państwo kształci jedynie tyle osób, ile jest potrzebnych później wymiarowi sprawiedliwości i prokuraturze.
Wydaje się jednak, że w walce o limity polskim notariuszom trudno będzie znaleźć sojuszników.
Więcej na ten temat w kwartalniku "Na wokandzie" :
http://nawokandzie.ms.gov.pl/studia-i-kariera/news/215/rejent-w-dobie-konkurencji